27 lipca 2008

Ciach Party - szczurza relacja


Wertując dziś śmieci na moim dysku twardym natknąłem się na relację z Ciach! Party. Wcześniej tekst ten pojawił się na stronie odloty.gryfow.info, jednak wydaje mi się, że widziała go znikoma liczba osób. Dla przypomnienia: Ciach! Party odbyło się daaawno, daaaaaawno temu, bo 26 kwietnia. Organizatorem było stowarzyszenie Awantura, a za gramofonami stanęli DJ Miśek i DJ Claudyny. Oprócz tekstu do obejrzenia czeka trochę zdjęć, zapraszam do czytania i oglądania.

Życie nie zawsze jest usłane świeżutkimi resztkami żarcia i darmowym alkoholem. Nazywam się Przegryz, jestem szczurem i od 2 lat mieszkam w Fabryce. Do niedawna było super. Żyłem jak król w mojej norce, co rusz zapraszając młode szczurzyce na prywatki. Od czasu do czasu ludzie urzędujący na górze organizowali imprezki. Wtedy było już całkiem grubo i przychodzili znajomi z pobliskich kanałów. Pamiętam jak dziś, jak raz wpadła z nimi szczurzyca Pikantna, zrobiona na bóstwo. To była niesamowita noc, poznałem ją, biegaliśmy razem po parkiecie, a potem zajadaliśmy się resztkami. Pikantna została u mnie na noc, a potem odprowadziłem ją do domu na rynku.

Jednak od dłuższego czasu ludzie nie kombinowali nic w Fabryce. Do przedwczoraj, kiedy to zauważyłem, że przywożą swój sprzęt. Ucieszyłem się i wpadłem na rynek odwiedzić Pikantną. Pikantna bez zastanowienia zdecydowała się przyjść do mnie. Szczęśliwy popędziłem najciemniejszymi kanałami do mojego domu. Na miejscu spotkał mnie szok. Ludzie rozbierali moją chatę. To była cudowna śmieciowa willa w podpiwniczeniu Fabryki. Ci barbarzyńcy zabierali wszystko, pakowali do plastikowych toreb i wynosili do pobliskiego śmietnika. Nie mogłem nic poradzić. Co prawda udało mi się jednego z nich wystraszyć, ale wtedy zaczął we mnie rzucać jakimiś głazami i musiałem przeprowadzić bohaterski odwrót.
Gdy wróciłem zastałem zniszczoną posiadłość, barbarzyńcy wynieśli i wymietli dosłownie wszystko. Moje skrzętnie dobieranie meble z opakowań po herbacie, idealnie wyprofilowane łóżko z butelek, śpiżarnia z tonami smaczniutkich resztek - dorobek całego życia przepadł w przeciągu godziny. Najgorsze w tym wszystkim było to, że kolejnego dnia miała być impreza, a ja nie miałem odwagi powiedzieć Pikantnej, że jestem bankrutem.
Noc spędziłem na wędrówkach do pobliskiego śmietnika, starając się przenieść z powrotem do Fabryki chociaż cześć utraconych przedmiotów. Nie było to jednak proste. Udało mi się przytaszczyć jedynie łóżko, w którym nad ranem zasnąłem podłamany.
Gdy się obudziłem postanowiłem wszystko odwołać. Poszedłem do znajomych z kanału obok. Powiedzieli, że i tak wpadną i jak nie mam gdzie mieszkać, to tymczasowo mogę u nich. Jak to mówią: „prawdziwe szczury poznaje się w biedzie”. Podziękowałem im, jednak powiedziałem, że sam dam jakoś radę. Następnie wybrałem się na rynek, powiadomić o sytuacji Pikantną. Powiedziała, że mimo wszystko wpadnie wieczorem i zrobi mi małą niespodziankę. Podbudowany wróciłem do Fabryki i z niecierpliwością oczekiwałem zmroku.
Pierwsze wpadły szczury z kanału obok, przyniosły świetny, lekko zzieleniały serek i piwko które znalazły po drodze. Pikantna trochę się spóźniła. Przyturlała ze sobą prawie pełną butelkę Tequili. Nie chciała powiedzieć skąd to wzięła, właściwie nie miało to większego znaczenia.
Zajęliśmy się konsumpcją sera. Wtedy zauważyłem, że okruszki przylepiają się do wąsika Pikantnej. Wyglądała uroczo podczas podgryzania serka. Następnie zajęliśmy się rozpracowaniem piwka przytaszczonego przez chłopaków z kanału. Pokazałem, że nie na darmo nazywają mnie Przegryz i wygryzłem w puszce po dziurce do picia dla każdego. Tequile od Pikantnej postanowiliśmy zostawić na trochę później, a tymczasem wskoczyliśmy w wentylację i uderzyliśmy na górę zobaczyć, co ci głupi ludzie wyczyniają na parkiecie.
Była 21:30 sala świeciła jeszcze pustką. Nie zastanawiając się zbytnio wyszliśmy na parkiet trochę się pogibać. Pikantna wybrała ciemne miejsce w rogu sali. Chłopaki z kanału jeszcze nie do końca mieli nastrój do baletów, więc dołączyłem do szczurzycy, nie zważając na ich smutne ryje. Tańczyliśmy około 5 minut, gdy jedna z ludzkich samic zaczęła piszczeć i wydzierać się: „Tu są myszy!” Złapałem Pikantną i szybko wróciliśmy do wentylacji. Denerwujące jest, że wołają na nas myszy. Ignoranci. Po powrocie do mojej miejscówki zajęliśmy się Tequilą, która okazała się przepyszna.
Gdy skończyliśmy wybiła 22:30, czyli czas oficjalnego początku imprezy. Wróciliśmy na salę, były małe problemy w dotarciu z powodu kanalarzy - ich nastrój zmienił się na typowo imprezowy, a przy okazji mocno opóźniający marsz. Po wejściu na salę zaproponowałem schowanie się pod sceną, aby nie powtórzyła się poprzednia sytuacja. Pomysł spodobał się moim kompanom i już chwilę później nad nami zaczął grać DJ Miśek. Wyjrzałem spod sceny, żeby zobaczyć, co wyczyniają ludzie. Było ich całkiem sporo i bujali się dziwacznie pod sceną. Żal było patrzeć, aż by się chciało nauczyć ich paru stylowych szczurzych ruchów. Miśek grał do 24:00 prezentując dobrze znane kawałki. Pikantna była wniebowzięta. Tuż przed zmianą DJ'a pod scenę wpadło kilka znajomych szczurzyc ze stacji kolejowej. Na pyskach chłopaków z kanałów pojawiły się w końcu wyraźne uśmiechy. Aż dziw bierze, że nie wpadli na to, że można było je wcześniej zaprosić.
Tymczasem na górze rozpoczął grać DJ Claudyny. Zrobiło się głośniej i ciężej, w porównaniu z występem Miśka. Z Pikantną nie zawsze potrafiliśmy się odnaleźć przy tych rytmach. Najgorszy był jednak chwilami nadmierny hałas muzyki. Około 1:00 znów wyjrzałem co robią ludzie. Było ich około 90-ciu i nadal dziwacznie się bujali.
Na scenie ponownie zjawił się Miśek. Jego muzyka była sposobnością, aby pobujać się z Pikantną. Bawiliśmy się świetnie, jeszcze przez godzinę. Potem ziomki z kanałów zaproponowały nam wypad do siebie na kolejna porcje pysznego serka. Podpita Pikantna zaproponowała, żebyśmy wyszli z przytupem, przebiegając przez całą salę. Wszyscy się uśmialiśmy i przystaliśmy na tę propozycję. Wybiegliśmy gromadą na parkiet powodując niezły popłoch wśród ludzi. Tym razem krzyczeli prawidłowo - „Szczury! Szczury!” Pobiegaliśmy trochę po sali robiąc niezłą trzodę, a gdy uchyliły się drzwi wyjściowe wybiegliśmy na zewnątrz. W doskonałych humorach udaliśmy się do kanału.
Następnego dnia wszyscy razem wróciliśmy do Fabryki poszukać gadżetów do mojego starego-nowego domu. Ludzie to straszni syfiarze, dzięki temu udało się nam skompletować część wyposażenia i zapełnić moją nową śpiżarnię. Następnie pożegnałem się z kanalarzami i szczurzycami ze stacji. Pikantna została ze mną, a nasz wspólny after trwał jeszcze do wieczoru.


2008.04.26 - Ciach Party

24 lipca 2008

awantura.org


Rok przyszło czekać na start oficjalnej strony stowarzyszenia Awantura. Szablon www istniał już od dłuższego czasu, jednak brakowało w nim części grafiki i najważniejszego -treści. Jakieś dwa tygodnie temu postanowiłem dokończyć ten projekt (ech, te lenistwo), myśląc, że pójdzie szybko i gładko. Gdy przysiadłem do prac założyłem, że dokończę stronę w dwa dni.

Założenia, a rzeczywistość - zupełnie różne sprawy. Poskładanie wszystkiego do kupy zajęło mi tydzień pracy, po kilka godzin dziennie, a strona i tak jeszcze nie jest kompletna. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się znaleźć czas aby definitywnie dokończyć ten projekt.
W tej chwili i tak jest chyba całkiem nieźle. Jak na razie nie słyszałem negatywnej opinii o wygładzie, a to dla mnie najważniejsza część pracy. Sporym powodzeniem cieszy się dział download, do tego w przeciągu 3 dni od wrzucenia witryny na serwer odwiedziło ja ponad 200 osób. Może to nie nasza-klasa, ale cieszy. Jeśli jeszcze jej nie widziałeś nie pozostaje mi już nic innego tylko zaprosić na www.awantura.org.

18 lipca 2008

H2SO4NALIA - relacja z imprezy


Czas na podsumowanie Alternatywnych Kwisonaliów aka H2SO4NALIA. Moja relacja z imprezy pojawiła się w najnowszym wydaniu Kuriera Gryfowskiego, a ponieważ miesięcznik ma marniutkie 1000 egzemplarzy nakładu, zapraszam do zapoznania się z tekstem na moim blogu. Na dokładkę trochę zdjęć z imprezy wykonanych przez Łukasza Macioszczyka, Michała Jankowieckiego oraz mojego. Jeśli ktoś posiada fotografie z soboty i chciałby się nimi podzielić proszę o kontakt.

Już drugi raz podczas Kwisonaliów odbyła się alternatywna impreza w klubie Fabryka, tym razem pod własną nazwą - H2SO4NALIA. Ideą było stworzenie alternatywy dla głównej sceny umieszczonej nad Kwisą. W Fabryce odbyły się występy „podziemnych” artystów, pasjonatów, dla których pieniądz i sława nie są najważniejszymi powodami pracy twórczej. W tym roku gościliśmy DJ-ów z Warszawy, Wrocławia, Kędzierzyna-Koźla i Zastruża oraz muzyków rockowych z Bydgoszczy, Kędzierzyna, Brzegu i Gryfowa.
Pierwszy dzień H2SO4NALIOW wypadł trzynastego w piątek. Feralna data nie miała jednak odbicia w klimacie imprezy, może nie licząc półtoragodzinnego poślizgu z powodu problemów technicznych. Artyści dojeżdżali do Gryfowa „na raty”. Jako pierwsi na sali pojawili się DJ Chris L i DJ Suicide - z głośników popłynęły pierwsze połamane drum`n`bass`owe dźwięki. Prawdziwy start imprezy odbył się jednak później. Pół godziny przed północą ludzie zaczęli masowo przychodzić do Fabryki, w tym czasie dojechała również ekipa z Warszawy, dopełniająca skład kolektywu 071. Na sali pojawiła się DJ Green Rose, DJ Kitty Litter Box, i VJ Bartek który po rozstawieniu sprzętu rozpoczął swoje show stanowiące wizualne dopełnienie do granej muzyki.
Około północy zrobiło się naprawdę duszno. Na parkiecie świetnie bawiło się ponad 200 osób. DJ-e z 071 Kolektyw doskonale łapali kontakt z publicznością, nie dając jej ani chwili wytchnienia. Pomagał im MC Antone, który swoimi rymami jeszcze bardziej podkręcał klimat imprezy.
Świetna zabawa trwała do godziny drugiej, gdy imprezę zakończono. Trochę wcześnie, jednak tylko na tyle lub aż na tyle pozwoliły władze miasta i służby zapewniające bezpieczeństwo.
Z poimprezowych rozmów z kolektywem dowiedziałem się ze zostali oni totalnie zaskoczeni przyjęciem w Gryfowie. Klimat imprezy tworzą przede wszystkim bawiący się ludzie, a tych u nas nie zabrakło. Jak mówił Kitty Litter Box biby takiego kalibru są rzadkością w dużych miastach. Często bywa tak, że ludzie po prostu stoją i patrzą na DJ-ów, a dla nich największą przyjemność z grania stanowi parkiet pełny tańczących ludzi. Wszyscy bardzo chętnie wrócą do Gryfowa przy najbliższej okazji.
Piątek 13 udał się świetnie i zostanie w mojej pamięci na długo. Opinie uczestników są równie pozytywne. Wszystkie osoby, które pytałem o wydarzenie, stwierdziły, że była to najlepsza elektroniczna impreza w Fabryce do tej pory.
Sobotni koncert był propozycją, z jednej strony, dla fanów cięższych brzmień, z drugiej zaś, dla miłośników reggae. Wieczór około godziny 21 rozpoczął występ gryfowskiej kapeli Noizone. Pierwszy koncert po dłuższej przerwie udał się nadzwyczaj dobrze. Muzycy dawali z siebie wszystko, jakby tylko przy okazji wprowadzając publiczność w trans. Noizone zagrało kawałki ze swojego najnowszego niepublikowanego jeszcze EP. W utworach niesamowita metalowa energia przeplatała się z delikatną melancholią. Dzięki doskonałym umiejętnościom technicznym członków kapeli efekt był oszołamiający. Na koniec chłopaki zagrali Secondary Revision, a po nich swoje przygotowania rozpoczął zespół Adwent.
Pochodzącą z Kędzierzyna-Koźla formacja ożywiła publiczność swoim występem. Adwent grał punka w najczystszej postaci, co okazało się pretekstem do rozpoczęcia pogo. Pod sceną zrobił się niezły kociołek, który dał kopa muzykom. Koncert wypadł dobrze, a co najważniejsze - rozkręcił imprezę.
Po Adwencie na scenie pojawiła się pierwsza z gwiazd wieczoru - Upside Down z Bydgoszczy. Kapela, słynąca z melodyjnego kalifornijskiego punka, zagrała największe hity ze swojego dorobku. Ich występ spotkał się z równie świetnym przyjęciem. Publiczność bawiła się doskonale. Kilka osób odważyło się nawet na stage diving*.
Ostatnim zespołem wieczoru było reggae`owe Lion Vibrations. Przed ich występem pojawił się jedyny zgrzyt - z przyczyn technicznych rozpoczęcie koncertu przesunęło się o około półtorej godziny, przez co duża część publiczności udała się do domów. Szkoda, ponieważ w pewnym momencie na Lion Vibrations przed Fabryką oczekiwała bardzo liczna grupa. Tych, którzy doczekali, spotkała bardzo miła niespodzianka. Odmiana klimatu imprezy udała się świetnie. Muzycy zagrali oszałamiający koncert, którego jakość można by porównać z odsłuchiwaniem nagrań studyjnych. – To pełny profesjonalizm, ani razu się nie pomylili – mówi Mokry z gryfowskiej Amanity Muscarii. - Na szczególną uwagę zasługiwała basistka zespołu, której głos wysyłał ludzi w podróż na Jamajkę.
Sobotni wieczór w Fabryce wypadł bardzo dobrze. Publiczności było nieco mniej niż w piątek, jednak tak to już jest z koncertami rockowymi w naszym kraju. Świetnie wypadło nagłośnienie imprezy, akustyka podczas wszystkich występów była bowiem najwyższych lotów. Gdyby nie długa przerwa pomiędzy Upside Down i Lion Vibrations, impreza mogła być jeszcze lepsza. Tegoroczna edycja Alternatywnych Kwisonaliów spotkała się z równie ciepłym przyjęciem, co zeszłoroczna impreza. Podobało się mieszkańcom Gryfowa (z nielicznymi wyjątkami - tych, którzy zbłądzili do Fabryki z występu Danzela), a co ciekawsze - podobało się również przyjezdnym. Podczas dwudniowej imprezy przewinęli się ludzie z Warszawy, Wrocławia, Jeleniej Góry i pobliskich miejscowości. Bywają na co dzień na podobnych imprezach u siebie i doskonale orientują się w realiach. Chcą wracać do gryfowskiej Fabryki, bo jak mówią, w niej są najlepsze imprezy.

Mariusz Dragan

* Stage diving - (ang., dosł. nurkowanie sceniczne) - skakanie ze sceny w kierunku publiczności, która w tym czasie tańczy z rękami w górze.

H2SO4NALIA - piątek



H2SO4NALIA - sobota